
- Przez nieuwagę lekarzy zostanę z kaleką - twierdzi Maciej Ciborski, 25-latek spod Kętrzyna. Jego lewa noga jest teraz krótsza od prawej, bo chirurdzy z Kętrzyna nie zauważyli złamania szyjki kości udowej. Zgłosił się do lekarzy z Olsztyna, ale zamiast pomocy, dostał porządną burę i, jak twierdzi, został wyrzucony za drzwi.
Maciej Ciborski, rolnik z Suchawy koło Kętrzyna, przez "przeoczenie" lekarzy z Kętrzyna nie jest w stanie zrobić nawet kilku kroków. Diagnozując go po wypadku nie zauważyli złamania szyjki kości udowej. W efekcie jego lewa noga jest kilka centymetrów krótsza od prawej.
We wtorek pan Maciej chciał skonsultować się lekarzem z Olsztyna, by sprawdzić, jakie są szanse na właściwe poskładanie nogi. I spotkał go srogi zawód.
- Lekarz wyrzucił mnie z gabinetu, bo poskarżyłem się na robotę medyków z Kętrzyna - mówi oburzony Maciej Ciborski. -Jakim prawem! Przecież to państwowa instytucja, a nie jego prywatny folwark!
Pamiętam tę sprawę, choć nie jestem pewien
Ciborski od kilku miesięcy tuła się po szpitalach. 4 lipca miał wypadek samochodowy. Jako pasażer wracał w kolegą wracał do domu od znajomego. Uderzyli drzewo. Kierowca zmarł, Ciborski z obrażeniami głowy i nóg trafił do szpitala w Kętrzynie.
- 15 lipca przeszedłem operację lewej nogi, miałem otwarte złamanie kości udowej - wspomina. - Poskręcano mi ją wkrętami. Nadal jednak bolała mnie w okolicach miednicy. Lekarze uspokajali, że ból minie.
Jednak nie minął. Po kilku tygodniach od wypisania Maciej nadal jeździł na wózku, a na krótkich dystansach kuśtykał o kulach. W dodatku okazało się, że złamana noga jest kilka centymetrów krótsza od zdrowej.
- Wymusiłem na nich, by zrobili mi zdjęcie miednicy - mówi Maciej Ciborski. - Okazało się, że mam złamaną kość udową! Lekarze tego nie zauważyli, zresztą nic dziwnego, skoro nie zrobili mi zdjęcia.
- Pamiętam tę sprawę, ale nie jestem pewien, czy to ja przeprowadziłem operację - mówi Mirosław Mielnik, lekarz z oddziału chirurgii ogólnej i urazowo-ortopedycznej szpitala w Kętrzynie. - Raczej nie mówiłbym tu o błędzie. Możliwe, że doszło do przeoczenia. Nic nie wskazywało na to, że oprócz otwartego złamania pacjent ma jeszcze inne urazy nogi.
On ich durniami, a on jego debilem
Ciborskiemu wypisano skierowanie do Szpitala Miejskiego w Olsztynie, gdzie miano mu "poprawić" nogę. Pan Maciej przyjechał z matką do Olsztyna wczoraj. Wszedł z nią do gabinetu ordynatora chirurgii urazowo-ortopedycznej.
- Opowiedziałem o tym, co zrobili lekarze z Kętrzyna - mówi Maciej Ciborowski. - Lekarz wpadł w furię. Powiedział, że nie mam prawa się na nich skarżyć, skoro sam nie kończyłem takich szkół, jak oni. Nazwał mnie debilem i wyprosił z gabinetu. Poradził, abym lepiej poszukał innego szpitala.
Co tak zdenerwowało ordynatora?
- Oburzyłem się, bo nazwał lekarzy z Kętrzyna durniami - mówi Krzysztof Bladowski. - Nie mogę pozwolić, by taki młody człowiek obrażał ludzi z wieloletnim stażem, którzy na medycynie zęby zjedli. Trudno stało się, nie zauważono tego złamania, ale ja to mogę naprawić. Zaproponowałem mu, że miejsce dla niego będzie za dwa tygodnie, bo w tej chwili mamy pełne sale pacjentów. I jak zmądrzeje, niech przyjdzie.
- Ordynator to dobry lekarz - broni Bladowskiego Joanna Czużdaniuk, dyrektorka szpitala miejskiego w Olsztynie. - Obie strony chyba zbyt szybko się uniosły i doszło do niepotrzebnej awantury. Jak tylko zwolnią się miejsca na oddziale, przyjmiemy pana Macieja.
Nie wiadomo jednak, czy Maciej Ciborski skorzysta z zaproszenia.
- To poważna operacja - mówi jego matka. - Boje się, że lekarz po tym, co dzisiaj powiedział, może nie podejść do niej z należytą energią... W dodatku syn od wielu miesięcy bardzo cierpi i potrzebuje jak najszybszej pomocy, nie chcemy czekać.
Mariusz Jaźwiński
Za Gazeta w Kętrzynie